21 stycznia 2009

promyk słońca w szary dzień

Czasem człowiek jest zalatany, gubi się, wszystko go przytłacza... a do tego zazwyczaj w takich kryzysowych momentach za oknem jest szaro, buro i ponuro. Tak też było 18 stycznia. Dla większości to był pewnie dzień jak co dzień lub wyczekiwany dzień odpoczynku - sobota. Dla części maturzystów był to dzień odpoczynku po studniówce, dla mnie też powinien być...ale... umówiłyśmy się z dr Sową, że idziemy odwiedzić dzieciaki w Szpitalu Wojewódzkim. Jak zaplanowałyśmy tak zrobiłyśmy. Stanowiłyśmy naprawdę genialny duet - Sowa - zmęczony tempem ostatnich dni człowiek i ja - wykończona nauką i zabawą człowiek. Jednak gdy ubrałyśmy stroje... uczesałyśmy się... wstąpiła w nas moc! Poszłyśmy do dzieciaków i... wiedziałyśmy, że wszystko ma sens. Jedyne co wydaje się bezsensowne na tym świecie to choroba i cierpienie tych małych, niewinnych stworzeń... które mimo swej maleńkości są dzielne i mają wielkie serca.
Tego dnia na łóżkach "wylegiwali" się w szczególności panowie... prawie wszyscy chcieli pieski...jednak każdy z nich miał inne wyobrażenie tego zwierzaka, co trochę urozmaiciło nam pracę;) Jeden chłopczyk nawet chciał mieć z nami zdjęcie! O i jednego maluszka trzymałyśmy... widać było że wszystko go boli...miał może niespełna 2 latka... a na nasz widok i głupie miny podnosił kąciki swych usteczek malując prześliczny, prze prawdziwy i prze szczery uśmiech na swej twarzyczce! Wciąż mam ten obraz w głowie.
Mogłabym tak pisać i pisać o tych kochanych małych bohaterach, bo każde z nich jest niezwykłe i wnosi w moje serce tyle ciepła i uczy pokory, jednak słowa tego nie wyrażą. Jestem prze szczęśliwa, że mogę się od nich tyle uczyć i choć na chwilkę porwać je w inny, lepszy świat. Fajnie, że są takimi "promykami" potrafiącymi oświetlić najbardziej szary, najbardziej ponury i najbardziej bury dzień !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz